sobota, 30 marca 2013

"Kobiety z Czerwonych Bagien" - Grażyna Jeromin-Gałuszka



Czerwone Bagna to miejsce szczególne. Zamieszkują je kobiety zwane przez niektórych wiedźmami. Dlaczego? Otóż skłonność do wygadywania niestworzonych historii, wrodzony upór i bijatyki z synami sąsiadów zrobiły swoje, a poza tym na pewno wielu zastanawiał fakt, że w ich domu mężczyźni nigdy nie zagrzali miejsca. Czyżby jego mieszkanki rzucały na nich urok, czy może jednak nieszczęśliwy zbieg wypadków kazał im odchodzić, czasem wprost do wieczności?

Mimo braku męskiego ramienia kobiety Czerwonych Bagien radzą sobie w każdych warunkach: w czasie wojny, by nie zginąć z głodu, uprawiają ziemię; po wojnie jedna z nich przemierza na rowerze z maleńkim dzieckiem kilkanaście kilometrów dziennie, by zarobić parę groszy w bibliotece; inne wypłoszą intruzów, udając wariatki, a poza tym w piwnicy schowany jest na wszelki wypadek karabin maszynowy, który jeszcze w czasie wojny przyniosła spod lasu Amelia.

W życiu mieszkanek legendarnego domu główną rolę grają wielkie namiętności. Założycielka klanu, wdowa Julianna, nie oprze się wielkiej miłości do żonatego dziedzica, będzie dla niego wietrzyć dom i krochmalić serwetki, by godnie przyjąć pana z wyższych sfer. „Oblubieniec” Rozalii dosłownie spadnie jej z nieba, a jego wyczyn powtórzy wiele lat później Oskar, wielka miłość Mimi. Pasja krawiecka Gabrieli zaprowadzi ją wprost do stoiska z dżinsami, za którym czekał będzie na nią jej przyszły mąż. Jej córka natomiast nieświadomie wpadnie w ramiona znienawidzonego w dzieciństwie Parszywego Ogryzka.

Takich historii, w których przypadek grał główną rolę, było znacznie więcej, dzieją się też obecnie. Jak w takim razie kobiety radzą sobie z tak poplątanym życiem? Ich bronią jest przekazywany z pokolenia na pokolenie silny charakter, który pozwolił im przetrwać najgorsze. Dziewczyny umiały znaleźć złoty środek i dzięki temu ze spokojem przyjmowały dobro i zło. Stworzyły też w swoim domu, który widział różne cuda, niezwykle ciepłe miejsce. Kornelia, która parę lat wcześniej postanowiła odciąć się od Czerwonych Bagien, wróciła do nich, by leczyć rany. Początkowo dziewczyna zarzucała matce, ciotkom i prababce bagatelizowanie wszystkiego i niepoważne traktowanie istotnych spraw, wkrótce jednak przekonała się, że jej krewne w inny niż ona sposób przeżywają swój ból. Dla nich lekiem na zło był dystans do świata i kojący śmiech przez łzy.

Czerwone Bagna to przestrzeń mityczna, która, mimo że nie oferuje swoim mieszkańcom sielskiego życia, zasługuje na miano arkadii. Jest to miejsce, w którym żyje się intensywnie, czerpiąc z życia garściami, podziwiając przyrodę, chłonąc energię kosmosu i postępując zgodnie z tym, co dyktuje serce. Zapewniam, że Bagna mają niezwykłą moc – wciągają, jak niegdyś wciągnęły parę kochanków, a po latach karetę z żoną i kochanką dziedzica. Myślę, że warto tę arkadię odwiedzić, a jej reklamą niech będzie fragment:
„W tym miejscu rzeczy możliwe dzieją się na przemian z niemożliwymi, tak że czasem nie wiadomo, czy coś zdarzyło się naprawdę, czy tylko komuś się wymyśliło albo wyśniło. Niesamowite, piękne, cudowne, a czasem zupełnie niedorzeczne miejsce. I tacy sami są tam ludzie, a konkretnie kobiety. Anioły o pięknych duszach, chociaż ze skłonnościami do diabelskich zachowań, do szaleństw, od prawie stu lat, prawie jak ta pierwsza, dozgonnie wierne jednej miłości.” 

piątek, 29 marca 2013

"Pociąg do życia wiecznego" - Jerzy Pilch



Książka jest zbiorem felietonów, które ukazywały się w latach 2002-2006 w „Polityce” i od czerwca 2006 w „Dzienniku”. Jest to swoiste kompendium wiedzy o mentalności Polaków przełomu wieków. Książka nie ogranicza się do analizy pewnych zdarzeń, o których było głośno w mediach. Autor umieszcza w niej także obserwacje codziennego życia Polaków, w tym także własnej rodziny i siebie. Z ironią odsłania paradoksy ludzkiego istnienia w sferze społecznej, obyczajowej, religijnej, politycznej i w sferze kultury. Demaskuje bezsens pewnych działań, jak choćby próby rozprawienia się z rzeczywistością PRL-u za pomocą opublikowania listy nazwisk domniemanych ubeków, czy też podrzucenia 41 tys. zł bezdomnej kobiecinie, które zamiast pomóc, wprowadziły zamęt w jej życiu.

Pisarz przygląda się zmianom, które nastąpiły na przełomie XX i XXI wieku. Zauważa, że niektórzy ludzie, zwłaszcza starzy są bardzo przywiązani do swoich małych ojczyzn, a zniknięcie bariery granic nie skłoniło ich do poznawania nowych miejsc. Łatwiej jest, jak się okazuje, wielokrotnie zmienić przynależność danego skrawka ziemi do różnych państw niż zmusić babcię do podróży:
„Przez całe swoje blisko dziewięćdziesięcioletnie życie moja babka nie ruszała się z miejsca, nigdy nie była w Warszawie. Ale zarazem, nie ruszając się z miejsca, mieszkała kolejno w kilku europejskich krajach. Dzieciństwo spędziła w CK Austro-Węgrzech, potem mieszkała w Polsce, potem, dwukrotnie chyba, w Czechach. [Taki to bowiem był ciekawy rejon, granice latały jak Duch Święty, kędy chciały, człowiek kładł się w Polsce, budził w Czechach (…)]Potem znów przyszła Polska (…) Potem babka moja mieszkała przez pięć lat w Trzeciej Rzeszy, w Wielkich Niemczech (…).”
Jednak tylko nieliczni ludzie starej daty pozostali tak wierni swoim zasadom. Ewolucja obyczajowa zaszła nawet u urozmaicających miejską przestrzeń kloszardów. Z początkowego „kierowniku” czy „szefie” przeszli do kulturalnego „szanowny panie”, wzrosło też u nich poczucie godności – czekać pod blokiem na obiecany datek już nie będą.

Przeróżne paradoksy życia zaobserwować można na każdym kroku. Pilch jako bystry obserwator potrafi je wychwycić i odpowiednio skomentować, zachęcając czytelnika do własnych tego typu odkryć. Szczególną rolę odgrywają w zbiorze eseje dotyczące życia politycznego i religijnego. Autor przygląda się fenomenowi popularności Leppera, Giertycha czy ojca Rydzyka, komentuje poczynania prezydenta Klausa i śp. prezydenta Kaczyńskiego, wrogów związków homoseksualnych:
„Ale widok pary władców szczycących się tym, że zakazali; dumnych z tego, że zakazali; rywalizujących ze sobą, który lepiej zakazał? Czy to jeszcze jest komedia, czy już horror?”
Teksty Pilcha z przenikliwością i humorem rejestrują rzeczywistość, w której przyszło nam żyć. Dystans i ironia w opisywaniu zdarzeń, które są znakami naszych czasów, sprawiają, że lektura tych felietonów jest wyjątkowo przyjemna i pouczająca. 

środa, 27 marca 2013

"Kobieca intuicja" - Dominika Stec



Dawno nie czytałam czegoś tak okropnego. Miałam ochotę na lekką i przyjemną lekturę i na nieszczęście wpadła mi w ręce właśnie „Kobieca intuicja”. Wiedziałam, że jest ona rodzajem czytadełka, więc niczego ambitniejszego w niej nie szukałam, ale to, co zastałam w środku, przekroczyło wszelkie granice dobrego smaku. Rozumiem, że książka miała być lekką, pełną humoru historyjką, jednak oparcie całej fabuły na rzekomo śmiesznych zdarzeniach jest, według mnie, żenującym zabiegiem. Gdyby one rzeczywiście były zabawne, byłoby super, ale niestety przypominają one jakiś zupełnie nieudany skecz kabaretowy. Totalnie głupawe zachowanie głównej bohaterki bardzo się gryzie z jej rzekomym polonistycznym wykształceniem. I nie przekonuje mnie myśl, że do takich poczynań skłoniła bohaterkę wielka miłość. Przecież ta kobieta nie ma piętnastu lat, a poza tym podobno ukończyła studia wyższe i uczy w szkole, a to chyba obliguje do trzymania jakiegoś poziomu.

Ale przejdźmy do rzeczy. Po tajemniczym zniknięciu ukochanego główna bohaterka Dominika wędruje szlakiem byłych kobiet swojego Pedra. Podstępem udaje się do gabinetu dentystycznego jego byłej żony i żąda informacji od Bogu ducha winnej kobiety o miejscu pobytu jej byłego. Gdy nie osiąga celu, wyjmuje „broń wielkiego kalibru”, mianowicie wiertło dentystyczne, z pomocą którego zamierza zniszczyć bardzo drogie futro pani stomatolog. Ale na tym nie koniec, w rozmowie z tą kobietą bohaterka po prostu przechodzi samą siebie. Dominika umawia się z panią doktor na wizytę, ale na fotelu wyznaje, że właściwie zęby ma zdrowe, a powód je obecności w gabinecie jest inny. Przychodzi mianowicie z bólem serca po śmierci siostry, która właśnie zmarła, dlatego też musi koniecznie odnaleźć jej kochanka, którym był były mąż dentystki. Sprawa jest ważna, gdyż dotyczy ostatniej woli zmarłej, która zażyczyła sobie od swojego lubego określonych modlitw nad swoim grobem. Dawno nie czytałam czegoś tak żałosnego. Momentami miałam wrażenie, że słucham rozmów wyjątkowo głupiutkich dorastających nastolatek, a nie dorosłych kobiet. Myślę, że nawet nastolatki mają jednak więcej oleju w głowie i nie zniżyłyby się do takiego poziomu. Żałosne są także sceny pościgu tajemniczej Żyrafy, jak również obezwładnienie napastnika za pomocą pilnika do paznokci. Wszystkich tych czynności dokonuje główna bohaterka w towarzystwie najlepszej przyjaciółki Gośki. Gdy ta doznaje uszczerbku na zdrowiu, dalsze poszukiwania Dominika musi prowadzić już sama. Trafia do przedszkola, gdzie w nieudolny sposób udaje pracownicę urzędu miejskiego przysłaną właśnie do pani przedszkolanki Agnieszki Rudzkiej w sprawie ”polepszenia warunków bytu wychowawczyń przedszkolnych”. Oczywiście wychowawczyni nie zauważa nieudolnej gry aktorskiej przybyłej kobiety i  wierzy, że została losowo wybrana spośród wielu innych koleżanek po fachu, a w parę minut daje się naciągnąć na osobiste zwierzenia, których tematem jest, jakżeby inaczej, tajemniczy Pedro. Przy okazji wspomina nazwisko innej kobiety skrzywdzonej przez niego i zupełnie nie orientuje się, że jej rozmówczyni podstępnie podłapała nowy wątek w sprawie i udaje znajomą tejże kobiety. Tym sposobem obie znajdują się u Iwonki Solskiej, która również okazuje się osobą bardzo „błyskotliwą” i daje sobie wmówić, że w czasach młodzieńczych były razem z Dominiką na kolonii.

Próżno szukać końca podobnie żałosnych scen. Fabuła dopiero się rozkręca, by pokazać kolejne żenujące postacie i zdarzenia. Jest więc cierpiący na zanik pamięci dziadek, który chce „mataczyć” zająca, są skaczące po domu fajerwerki, jest Zenuś, który miał ocaleć, ale skończył na patelni, jest świąteczne poszukiwanie żywego karpia u byłych mężczyzn Dominiki, są malowane pisanki na wigilię, wreszcie groteskowy sylwester w starym dworku z Białą Damą i Sarmatą, który okazał się lesbijką.

Tajemnica Pedra się wyjaśnia, ale rodzi się pytanie, czy trzeba było skonstruować tak żałosną szopkę z tak mało inteligentnymi bohaterkami w roli głównej, żeby opowiedzieć ciekawą historię pewnej miłości? Wiem, że książka z założenia miała być lekką opowieścią, jednak autorka chyba trochę się zagalopowała, bo książka wcale śmieszna nie jest. Ciągle coś tu zgrzyta, ciągle dzieją się tak żałosne sceny, że aż momentami było mi wstyd, że czytam taką książkę, bo nawet od tego typu powieści zawsze wymagam jakiegoś poziomu. „Kobieca intuicja” to kpina z czytelnika, niestety. Dotrwałam do końca tylko dlatego, że z zasady zawsze kończę to, co zaczynam czytać. Czasami jednak warto się oprzeć pokusie przeczytania czegoś lekkiego.

niedziela, 24 marca 2013

"W poszukiwaniu straconego czasu. W stronę Swanna" - Marcel Proust



Pierwszy tom powieści „W poszukiwaniu straconego czasu” nosi tytuł „W stronę Swanna” . Książka nie jest łatwa w odbiorze, wymaga odpowiedniego nastawienia i samozaparcia, gdyż istnieje ryzyko, że zostanie przez czytelnika odrzucona po lekturze kilkunastu pierwszych stron. Warto się jednak przełamać i dać szansę powieści, która oferuje coś innego niż książki, do których zdążyliśmy się przyzwyczaić. Ważniejsze niż łańcuch zdarzeń są w niej przeżycia bohatera, jak również rozważania na temat czasu i przestrzeni. Bohater przypomina sobie miejsca, ludzi, sytuacje, które w czasach dzieciństwa wywoływały w nim ulotne, ale bardzo silne wrażenia. Po latach smak magdalenki zanurzony w herbacie przywołuje wspomnienia tamtych dni, które tak intensywnie wówczas przeżywał.


Magdalenka (źródło: Wikipedia)

Pierwszy rozdział opisuje pobyt narratora i jego rodziców u dziadków w malowniczym Combray. Jest to swoista podróż w czasie do beztroskich chwil spędzonych  na prowincji. Zwykła miejscowość za sprawą niezwykłych doznań bohatera, który przeżywał w niej pierwsze wieczorne rozstania z matką, pierwszy kontakt z literaturą, pierwszą fascynację płcią przeciwną, staje się przestrzenią mityczną, do której po latach wraca się z sentymentem.


Illiers-Combray – miejscowość i gmina we Francji, w Regionie Centralnym, w departamencie Eure-et-LoirMiasteczko początkowo nazywało się Illiers; jako że uznawane jest za pierwowzór proustowskiego Combray, dodano ten człon do nazwy.(źródło: Wikipedia)

Drugi rozdział opisuje historię miłości poznanego już w rozdziale pierwszym pana Swanna. Miłość niezwykła, gdyż jej obiektem stała się początkowo zupełnie obojętna bohaterowi bywalczyni paryskich salonów, Odeta. To dla niej wytrawny miłośnik sztuki zrezygnował z wizyt u światowych ludzi i został stałym bywalcem salonu mieszczańskiego Verdurinów. Pokornie znosił wszelkie niemieszczące się w jego kodeksie moralnym zachowania gospodarzy i ich gości, by tylko spędzać z Odetą jak najwięcej czasu. Zaślepiony miłością nie dopuszczał do siebie myśli, że jest kolejnym z klientów paryskiej kokoty, że jest ona jego utrzymanką. Od kiedy zauważył podobieństwo kobiety do postaci Zefory z fresku w kaplicy Sykstyńskiej, stała się ona dla niego istotą niemal niebiańską, nie mógł bez niej funkcjonować, znosił każdy jej kaprys, pozwalał się upokarzać. Nie dał wiary anonimowi, który odsłaniał prawdziwe oblicze Odety jako kobiety lekkich obyczajów, mającej bogatą przeszłość zarówno w kontaktach z mężczyznami i kobietami, jak również flirtującą obecnie za plecami Swanna. Rozdział ten jest głębokim studium psychiki zakochanego bez pamięci mężczyzny, którego zachowanie momentami zakrawa o śmieszność. Zaślepienie bohatera nie pozwala mu się zorientować, jak bardzo się poniża, pozwalając kobiecie sobą manipulować.

Rozdział trzeci powieści jest opisem spotkań młodego narratora z Gilbertą, córką Swannów. Wspólne zabawy na Polach Elizejskich mają dla niego wymiar duchowy, stają się jedyną i najważniejszą przyjemnością bohatera. Dostrzegamy tutaj niezwykłe podobieństwo przeżyć narratora z przeżyciami zakochanego Swanna. Dla obu mężczyzn wszystko, co otacza ukochaną kobietę jest godne największej czci, wszystko toczy się wokół niej i dla niej.

Drobiazgowość opisów, przesadna uczuciowość narratora, jak również w rozdziale drugim dochodząca do granic obłędu miłość Swanna wielu czytelników może drażnić. Szczególnie opis uczuć bohaterów do ukochanych kobiet może w dzisiejszych czasach wydawać się śmieszny. Tak drobiazgowe opisy wszelakich wzruszeń i absurdalnych nieraz myśli i działań mogą bawić, ale jednocześnie przywołać u czytelnika obraz podobnych wspomnień. Jeśli pamięta swoje pierwsze zakochanie, z pewnością przyzna, że uczucia, czyny i myśli, które mu wtedy towarzyszyły, były często zabawne. Każda myśl, każde miejsce i zdarzenie jest inaczej interpretowane w różnych momentach życia. I choć czasami może ze wstydem przyznajemy sami przed sobą, że kiedyś zachowywaliśmy się kiedyś niedorzecznie, to przecież w tamtym czasie takie zachowanie było dla nas naturalnym i jedynym możliwym.

„W poszukiwaniu straconego czasu” dostarcza wielu przeżyć estetycznych i intelektualnych, wymaga jednak osobistego zaangażowania i wysiłku. Myślę jednak, że warto go podjąć. 

środa, 20 marca 2013

"Czerwony rower" - Antonina Kozłowska


Podróż do czasów młodości, pierwszych przyjaźni, miłości, przygód, muzycznych fascynacji. Historia czterech dziewczyn została opowiedziana z dwóch perspektyw: z perspektywy nastolatek i dojrzałych już kobiet, które na nowo interpretują pewne fakty i wydarzenia sprzed dwudziestu lat. Po latach pozornie niewinne i beztroskie chwile wyglądają już inaczej, a na pewno nie można o nich powiedzieć, że były najlepszym okresem życia, zwłaszcza kiedy powraca nierozwiązana sprawa sprzed lat, która na nowo obciąża sumienie.

W latach osiemdziesiątych Leśne, niegdyś podwarszawska wioska, teraz peryferyjna część stolicy, zachowało swój prowincjonalny charakter. To w nim dojrzewała grupa szkolnych koleżanek na czele z piękną i przebojową Beatą, która bez skrępowania wprowadzała resztę w świat dorosłych. Pozostałe przyjaciółki zawsze pozostawały w tyle, zawsze jej zazdrościły urody, figury, powodzenia u płci przeciwnej, pewności siebie. Nie wiedziały, że niezależność i swoboda obyczajowa koleżanki jest tylko przykrywką zasłaniającą prawdziwe kompleksy dziewczyny, która wychowuje się bez ojca, z matką alkoholiczką, ze świadomością, że pojawiła się na świecie jako zbędny balast i miała zostać usunięta jeszcze w łonie matki.

Pozostałe dziewczyny z grupy mogą Beacie tylko zazdrościć. Pyzata Karolina z króliczymi zębami, otyła Gośka i wyjątkowo brzydka, przesadnie chuda Aneta wiedzą, że nie mogą dorównać koleżance, ale przyjaźnią się z nią, bo w jakimś sensie ona ich fascynuje, jest urzeczywistnieniem ich marzeń, a przy tym dzięki niej mogą się zbliżyć do męskiego grona, które zawsze kręci się wokół tej najpiękniejszej.

Po latach w Leśnym pozostała jedna z koleżanek, Gośka, która na wzór swojej matki stworzyła pełen miłości i ciepła dom dla swojego męża i dzieci. Beata mieszka w luksusowej rezydencji pod Warszawą, wychowuje swojego długo wyczekiwanego syna i, jako żona biznesmena, pławi się w luksusach. Karolina, której w czasach PRL-u nigdy niczego nie brakowało dzięki ojcu, kapitanowi MO, dziś jest dziennikarką, chociaż to określenie jest zbyt szumne wobec problematyki, którą porusza w kolorowych pisemkach. To do niej zwraca się duch z przeszłości – siostra zmarłej Anety, która po latach żąda rozliczenia się w artykule z wypadku mającego miejsce przed laty. Kobieta obarcza winą za samobójstwo siostry właśnie jej koleżanki, domaga się więc wyjaśnień. Karolina postanawia powrócić do Leśnego i dowiedzieć się prawdy o tym, o czym przez lata chciała z przyjaciółkami zapomnieć. Żmudne poszukiwania, studiowanie zapisków w pamiętniku Anety, poszukiwanie szkolnego kolegi, w którym kochały się absolutnie wszystkie dziewczyny ze szkoły, nie przybliżają jej do prawdy. Przełom następuje w dniu urodzin Gośki, której opowieść rzuca nowe światło na sprawę i pozwala w jakimś stopniu uspokoić sumienie, które jednak nigdy nie będzie do końca czyste. Tajemnica zostaje wyjaśniona, tylko czy jej poznanie oczyści pamięć ze złych wspomnień? Wydaje się, że nie. Karolina przyzna sama przed sobą, że lata dorastania, mimo że kojarzące się z beztroską, są bardzo trudnym czasem, z którym niejeden nastolatek nie umie sobie poradzić. Co zrobić, by jej córka, która obecnie wkroczyła w ten trudny wiek buntu, nie zmarnowała sobie życia? Jak dotrzeć do dziecka, któremu wydaje się, że jest już dorosłe?

Leśne obecnie nie przypomina miejsca, w którym wychowywały się dziewczyny. Nie ma już sklepiku, w którym po szkole kupowało się lody, jest za to McDonald’s, domy zostały odnowione, a stare zburzone, na polu po pegeerze powstało nowoczesne osiedle, autobus podmiejski zamieniono na warszawski pośpieszny, zbudowano kładkę nad dwupasmową szosą, dom Gośki nie przypomina dawnego, pokój Kamila stoi pusty. Pozostały jedynie wspomnienia.

Książka jest pełną ciepła opowieścią o trudnych czasach dorastania w latach 80. Ukazuje skomplikowane relacje między szkolnymi przyjaciółkami, między nimi i ich chłopakami, pokazuje trudną drogę dojrzewania naznaczoną wieloma małymi dramatami i upokorzeniami. Powieść opisuje nieudolną próbę wyrażenia siebie przez dorastających ludzi, opisuje poszukiwania, którym zawsze towarzyszą wzloty i upadki. Dotyka także trudnego tematu odmienności w społeczeństwie nietolerującym żadnych wypaczeń natury psychicznej, moralnej czy seksualnej. Książka przystępnie napisana i ciekawa, zdecydowanie godna polecenia. 

wtorek, 19 marca 2013

"Wszystkie języki świata" - Zbigniew Mentzel



Książka opisuje dzień z życia Zbigniewa Hintza, warszawskiego mężczyzny w średnim wieku, który z nostalgią wspomina minione lata i dokonuje bilansu życia. Nie zrobił, jak wróżyła mu matka, wielkiej kariery, nawet nie znalazł jeszcze swojej drogi. Mężczyzna uświadamia sobie, jak wiele różni go od ojca, którego właśnie ma zawieźć na pożegnalne spotkanie w ostatnim dniu jego pracy w szpitalnej aptece. Stabilizacja życiowa, stała praca, punktualność, zorganizowanie, nienaganny wygląd to cechy, których niestety nie odziedziczył po ojcu. Wciąż mieszka samotnie w garsonierze na Żoliborzu, nie mówi w obcych językach, nie napisał książki, nie jest sławny. Po latach mężczyzna może stwierdzić, że jest kopią matki – osoby niezorganizowanej, niepoukładanej, chaotycznej. Jego przestrzeń życiowa kurczy się z dnia na dzień, bo pod ścianami przybywa kolejnych numerów gazet, z których trzeba zrobić wycinki ciekawych artykułów. Ciągle jednak brakuje mu samodyscypliny i kolejna próba uporządkowania życiowej przestrzeni kończy się fiaskiem. Podobnie maleje szansa na stworzenie dzieła swojego życia - książki, która zadowoliłaby nieżyjącą już matkę, a jemu dała poczucie spełnienia.

Mężczyzna zastanawia się, dlaczego, mimo wielkich starań matki, wciąż nie udało mu się odnieść życiowego sukcesu. Miał zostać kimś wielkim: pianistą, recytatorem, poliglotą, sławnym dziennikarzem, w końcu pisarzem, lecz ciągle nie potrafi napisać książki. Nie traci jednak nadziei, że kiedyś mu się to uda. Wrażliwy na słowo absolwent filologii polskiej wsłuchuje się w rytm betoniarki, która pracuje za oknem. Dźwięki, które słyszy, przypominają mu biblijną opowieść o wieży Babel i pomieszanych językach, a to prowokuje go do rozmyślań o roli słowa. Olśnienie przynosi mu sen, w którym matka udziela mu ostatniej, zbawiennej wskazówki. Czy z niej skorzysta?

Powieść opisuje także skomplikowane relacje rodzinne. Niespełniona zawodowo matka, która na wojnie straciła miłość swojego życia, nie może się pogodzić z tym, że przyszło jej żyć obok życiowego nieudacznika, bo za takiego uważa męża, który za parę groszy tyra w aptece i nie jest w stanie zapewnić rodzinie dobrobytu. Kobieta wyprzedaje rodzinne pamiątki, aby ułatwić synowi start w dorosłość, ma bowiem nadzieję, że gdy Zbyszek zrobi międzynarodową karierę, pomoże jej się wydostać z obskurnego mieszkania z wielkiej płyty.  

Wszystkie języki świata” to powieść, w której trudno szukać wartkiej akcji. Jest to propozycja dla czytelnika, który lubi drążyć w zakamarkach duszy bohatera i z nim szukać prawdy o sobie. To powieść o odkrywaniu swojej drogi, o trudnym zadaniu określenia swojego miejsca w świecie, o niemocy twórczej, o marzeniach. To także pełna nostalgii opowieść o czasach dzieciństwa w PRL-u, maszynach do pisania, wczasach pracowniczych, sublokatorach w mieszkaniach z „nadmetrażami”. Lektura tej książki jest ciekawą podróżą w czasie i przewodnikiem po ciekawych osobowościach. Warto do niej zajrzeć.

wtorek, 12 marca 2013

"Jaszczur" - Sławomir Shuty


Książkę określiłabym ciężkostrawną porcją zmiksowanych strzępów zdań, powiedzeń, porównań, cytatów i wulgaryzmów, które, w zamyśle autora, miały zdemaskować współczesny rynek wydawniczy. Według mnie jednak powieść głównie odsłania smutną rzeczywistość XXI wieku, znaczonego brudem, smrodem i ubóstwem. Królują w nim wszędobylskie reklamy, chińska tandeta i język prosto z rynsztoka. W takiej rzeczywistości przyszło żyć artyście multimedialnemu - takim mianem określa siebie narrator. Na każdym kroku sfrustrowany własną niemocą twórczą pisarz bluzga na wszystko, co widzi. Gardzi dosłownie każdym przejawem życia, które obserwuje. Narrator wielokrotnie podkreśla swoją rangę, widzi w sobie prekursora nowej sztuki, jednak język, którym opisuje świat i ludzi, jak również jego zachowanie, stawiają pod dużym znakiem zapytania jego rzekomą wartość jako artysty. Bohater może się oczywiście tłumaczyć, że żyje tak, a nie inaczej, bo zmusiła go do tego sytuacja - bezwzględny rynek wydawniczy "wypiął się" na niego, gdy tylko przestał przynosić zyski. Brak środków do życia nie przeszkadza mu jednak w prowadzeniu imprezowego trybu życia z piwem, "ziołem" i przypadkowym seksem w roli głównej. Oczywiście łatwiej jest sępić w knajpach niż przysiąść i uczciwie napisać obiecany felieton, za który mógłby zarobić parę groszy. Ale przecież artysta nie będzie się kalał jakąś szmatławą robotą za marne grosze! Mógłby jednak w tym momencie pomyśleć o setkach ludzi po studiach pracujących za najniższą krajową przy kasach w supermarkecie.

Przez całą niemal książkę przewijają się wątki dotyczące poszukiwań używek i łatwych panien. Temat tak oklepany i przerobiony na tysiąc sposobów w literaturze i filmie, że już ani nie bawi, ani nie wzrusza. Przy okazji autor skompromitował swojego bohatera (w książce nosi on imię i nazwisko samego Shutego), który, gardząc rzeczywistością, gardzi tym samym sobą, bo przecież sam tę rzeczywistość tworzy i w niej z łatwością się zatapia.

Książka broni się jedynie trafnym i barwnym przedstawieniem codziennego życia społeczeństwa XXI wieku. Oczywiście zdecydowanie za dużo w tych opisach wulgaryzmów, które, według mnie, trudno już nazwać środkiem wyrazu artystycznego, no ale to już kwestia gustu. Wiele zaś opisów znakomicie wykorzystuje aluzje i rozmaite cytaty z różnych dziedzin życia. Niestety, im dalej, tym gorzej. Końcowa część utworu jest już zupełnie bezsensownym bełkotem, z którego niewiele można zrozumieć. Narrator-bohater podejmuje próbę wyjścia z marazmu, w tym celu zamieszkuje u niezbyt ładnej, ale za to mającej bogatych rodziców fanki, która ma mu stworzyć warunki do pracy. W jej mieszkaniu  zamyka się na jakiś czas dla świata i tworzy dzieło swojego życia. Kupuje różnorodne pamiątki z czasów dzieciństwa i lat młodzieńczych, by były dla niego inspiracją do stworzenia wiarygodnego dzieła. Dzieło to okazuje się narodową szopką stworzoną na wzór betlejemskiej, jednakże mocną nasyconą polskimi akcentami i chińską tandetą. Miał to być intermedialny projekt z pogranicza kina i teatru. W międzyczasie z coraz bardziej niezrozumiałego bełkotu narracji dowiadujemy się o ciąży dziewczyny.

Wróćmy jednak do głównej, jak sugeruje okładka, problematyki utworu. Ma nią być kompromitacja rynku wydawniczego. Dla narratora jest on bezduszną machiną wyciskającą z artysty ostatnie soki, by na nim zarobić. Póki jego dzieła dobrze się sprzedają, może on liczyć na premie i inne atrakcje, ale gdy tylko zapadnie w twórczy letarg, gdy nie wyrabia się w terminie z nową książką lub gdy wydane działa marnie się sprzedają, zostaje sam bez środków do życia.

Bohater-narrator wykreowany został na cierpiętnika, który został pozostawiony sam sobie. Jego historia w obliczu tego, co obecnie dzieje się na rynku pracy, pewnie niewielu jest w stanie wzruszyć. Rynek wydawniczy nie różni się przecież od jakiegokolwiek innego. Przeciętny Polak przeżywa podobne rozterki na co dzień. Nie znam nikogo, komu by zapłacono za niewykonaną pracę lub za "twórczą niemoc". Spróbujmy przyjść do pracy i na wstępie oświadczyć przełożonemu, że dziś coś nam dolega albo że czujemy się wypaleni zawodowo. Na pewno nas zrozumie i wesprze!

Książka nie jest żadnym odkrywczym dziełem. Odsłania mechanizmy, które od dawna rządzą naszym krajem niemalże w każdej dziedzinie życia i z których już od dawna zdajemy sobie sprawę. Język powieści też pozostawia wiele do życzenia. I nie przekona mnie argument, że to forma artystycznego wyrazu, która ma czemuś służyć. "Jaszczur" wybitnym dziełem, niestety, nie jest, czytanką do poduszki raczej też nie. Mnie nie przekonał.


czwartek, 7 marca 2013

"Włoskie szpilki" - Magdalena Tulli





Rewelacyjna powieść, która z przenikliwością ukazuje, w jaki sposób historia i sytuacja społeczno-polityczna państwa może wpłynąć na więzy międzyludzkie i osobowość człowieka. Wojna, która deformuje ludzkie charaktery i rzeczywistość powojenna, która nie ułatwia powrotu do normalności – oto, z czym zmierzyli się bohaterowie książki. Autorka zrezygnowała z linearnego układu powieści na rzecz luźno powiązanych ze sobą scen, które rozgrywają się w różnym czasie i różnej przestrzeni. Z tych fragmentów czytelnik tworzy historię dwóch rodzin polskiej i włoskiej, które połączone zostały za sprawą małżeństwa głównej bohaterki, byłej więźniarki Oświęcimia, z przystojnym obcokrajowcem.

Tuż po wojnie władza Polski Ludowej za wszelką cenę kazała wrócić swoim obywatelom do normalności: „W tym czasie w kraju rozbierano stare, wypalone dekoracje i pospiesznie ustawiano nowe, do złudzenia przypominające domy, mosty i fabryki. Iluzja realności była nieodparta. Żyło się wśród nich dość spokojnie, zwłaszcza w porównaniu z zamętem, który dopiero co przeminął. Ale nie miały odpowiedniego ciężaru właściwego. Ważyły tyle, co tektura.”. Skoro więc wszystko wróciło do normalności i dążyło do zapewnienia obywatelom dobrobytu, należało też założyć rodzinę, urodzić dziecko.

Wszystko układało się pomyślnie. Kobieta wyszła za mąż i urodziła dziecko, które miało ją utwierdzić w przekonaniu, że wszystko wróciło do normy. Jakież był zaskoczenie, gdy po paru latach to samo dziecko, które było kobiecie potrzebne do celów konspiracji, zaczęło ją dekonspirować. Zresztą stało się niewygodne już w okresie niemowlęcym, gdy nie zachowywało się tak, jak powinno. Miało jeść i spać, ale niestety wrzeszczało po nocach i nieustannie się moczyło. Cóż za zawód! Kobieta miała przecież swoje życie, pracę, uniwersytet, musiała więc udawać, że nie słyszy krzyków, otwierała okno, zamykała drzwi i szła do siebie. Ideę wychowania bez rozpieszczania i hartowania w chłodzie wyznawał także jej mąż, nic więc dziwnego, że po latach dziewczynka miała problemy w nauce, bała się odezwać i była nieustannie poniżana. W dodatku to jej nazwisko odziedziczone po ojcu zza żelaznej kurtyny wzbudzało tylko niechęć otoczenia. Nic więc dziwnego, że któregoś dnia w szkole usłyszała od kolegi: „Cała wasza rodzina jest do spalenia”.

Książka we wzruszający sposób opisuje zmagania dziewczynki, która nie radzi sobie ze swoim życiem, notorycznie się spóźnia na do szkoły, ma problemy z pisaniem i czytaniem, gubi klucze, przez co godzinami marznie na klatce, czekając na rodziców. Niestety, rodzice nie są zdolni do szczerej rozmowy z dzieckiem, punktualnie o 21.15 w pokoju dziewczynki ma zgasnąć światło, bo oni chcą mieć w końcu trochę świętego spokoju. Może gdyby podeszli do niej którejś nocy, przekonaliby się, że dziecko cierpi na bezsenność i dlatego tak marnie funkcjonuje w ciągu dnia.

Matka dziewczynki jest dziś staruszką cierpiącą na chorobę Alzheimera. Opiekuje się nią dorosła już córka, której kobieta jednak nie poznaje. W chorobie powraca do coraz odleglejszych miejsc i dat w swoim życiorysie. Dzięki tym reminiscencjom córka ma w końcu okazję poznać szczegóły z młodzieńczego życia matki i jej rodziny. Dlaczego dopiero teraz? Matka nigdy nie znalazła czasu na szczerą rozmowę z córką, zresztą powojenna rzeczywistość kazała wykasować z pamięci bolesne wspomnienia i budować nową, lepszą przyszłość. Być może teraz córka zrozumie, dlaczego nie zaznała w dzieciństwie miłości. Świat matki runął w czasie wojny, a jej bliscy zniknęli w oświęcimskim kominie. Czy po takich przejściach jej matka mogła normalnie żyć? Na stare lata kobieta przypomniała sobie, że ma dziecko i gorączkowo szuka w pamięci informacji o nim, koniecznie chce je odnaleźć. Czyżby na stare lata odezwały się w niej wyrzuty sumienia?

"Włoskie szpilki" to niezwykle wzruszająca powieść składająca się z siedmiu powiązanych z sobą opowiadań. Jest przejmującą historią opowiedzianą prostym językiem, pozbawionym zbytniego patosu. Pewnie dzięki temu tak głęboko trafia od czytelnika.