wtorek, 5 maja 2015

Joanna Bator - "Ciemno, prawie noc"



        Ciemno, prawie noc to genialnie skonstruowana, niezwykle ciekawa i zaskakująca powieść o tajemnicach przeszłości, o zagrożeniach współczesności, o biedzie, beznadziei i o zwyrodnialcach, którzy przestają być już być anonimowymi postaciami z dzienników telewizyjnych, ale żyją wśród nas.
        Akcja powieści rozgrywa się w Wałbrzychu, do którego po 15 latach wraca Alicja, by zbadać sprawę zniknięcia trojga dzieci. Reporterka z sentymentem ogląda rodzinne miasto i swój dom, by stwierdzić, że miejsca te chylą się ku upadkowi. Nie tylko wszechobecna bieda niszczy budynki i ulice Wałbrzycha, degradacja dotyka także umysłów mieszkańców, którzy żyjąc z dnia na dzień bez żadnych celów i ambicji, stali się podatni na manipulację sprytniejszych od siebie. 
        Stary, niszczejący, poniemiecki dom Alicji przypomina raczej budynek z horroru. Stoi jeszcze chyba tylko dlatego, że od czasu do czasu zagląda do niego sąsiad Albert. Wszystko w nim się sypie, próchnieje, skrzypi, śmierdzi stęchlizną, a do tego dzieją się w nim dziwne rzeczy. Ten dom to symbol współczesnego Wałbrzycha - miasta brzydkiego, ponurego, nieprzyjaznego, niebezpiecznego i tajemniczego.
        Dziennikarskie śledztwo w sprawie zaginionych dzieci Alicja Tabor rozpoczyna od rozmów z ich opiekunami. Kobieta nie dowiaduje się niczego nowego, ale poznaje mentalność tych ludzi i dochodzi też do przykrego wniosku, że zaginione dzieci łączyła taka sama sytuacja rodzinna - żadne z nich nie było kochane. Zniknięcie Angeliki matka przyjęła z dziwnym spokojem, jedno dziecko mniej, gdy się ma ich sześcioro, to niewielka strata, zwłaszcza gdy klepie się biedę, a na wódkę i papierosy też trzeba mieć. Od Zofii Miłki Alicja dowiaduje się przykrej prawdy o sytuacji Patryka, którego matka wyjechała do Anglii, założyła nową rodzinę i niespecjalnie się przejęła jego zniknięciem. Dyrektor domu dziecka natomiast opowiada Alicji niewiarygodną historię rodziców Kalinki, którą z powodu pochodzenia wielu traktowało jak dziecko niższej kategorii.
          Śledztwo utknęło w miejscu, ale zaczęły się pojawiać duchy przeszłości związane z zamkiem Książ i ostatnią jego księżną, Daisy. Alicja wspomina swoją rodzinę: matkę, której nie pamięta, bo wcześnie zmarła, siostrę Ewę, która w młodzieńczych latach popełniła samobójstwo i ojca, który ogarnięty manią posiadania ukrytego w zamku skarbu całe dnie spędzał w podziemiach. Ponura przeszłość okazuje się bardziej skomplikowana, gdy kobieta poznaje historię życia pana Alberta. Ten przyznaje się, że zna prawdę o rodzinie Alicji i postanawia ją ujawnić. Opowieści pana Kukułki ukazują bezwzględność historii, która zdegradowała niejednego człowieka i do dziś ma wpływ na życie współczesnych. 
           Nie tylko opowieść sąsiada wywróciła życie Alicji do góry nogami. Ni stąd, ni zowąd pojawia się tajemnicza przesyłka z biblioteki zawierająca list od siostry, która opisuje swoją wersję wydarzeń, ale to nie koniec upiornej przeszłości, gdyż w życiu Alicji pojawia się kolejna postać, która przybywa z zaświatów, aby opowiedzieć swoją wersję wydarzeń.
          Niespodziewanie służbowy przyjazd Alicji do Wałbrzycha okazał się podróżą do nieznanej przeszłości, która pokazała jej, że to miasto w czasie wojny i tuż po niej przesiąknęło złem, które przez lata zdobywało nowe ofiary, a dziś rodzi się ze zdwojoną siłą, czyniąc z ludzi istoty bezmyślne i odarte z człowieczeństwa.
          Ciemno, prawie noc to powieść, która zadowoli wymagającego czytelnika. Błądzenie po labiryntach upadającego miasta, historii i ludzkich umysłów z pewnością będzie pasjonującą intelektualną przygodą. Książka zdecydowanie zasłużyła na Nagrodę Nike, którą otrzymała w 2013 roku.

środa, 18 marca 2015

"Lardżelka" - Wanda Szymanowska



         Bohaterką "Lardżelki", drugiej powieści Wandy Szymanowskiej, jest niezwykle sympatyczna młoda kobieta w rozmiarze XXL. Zofia jest wykształcona, ma dobrą pracę, narzeczonego i wydaje się jej, że wszystko w jej życiu jest takie, jak pownno. W tej słodkiej nieświadomości żyje do pewnego pamiętnego sylwestrowego wieczoru, kiedy słyszy z ust partnera niezwykle chamski komentarz na temat swojego wyglądu. Słowa mężczyzny sprawiają, że jej świat wywraca się do góry nogami. Chwilowe załamanie jednak mija i Zofia podejmuje decyzję o odchudzaniu, ale zupełnie nie wie, jak się za nie zabrać, bo z rodzinnego domu nie wyniosła żadnej wiedzy dotyczącej zdrowego żywienia. Postanawia zaryzykować i przeznacza niemałą sumę na pobyt w ośrodku dla grubasów "Lardżelka".
         Początki bywają bardzo ciężkie, ale w grupie raźniej. Poza tym za nic w świecie nie chciałaby już usłyszeć, że przypomina komuś wielką balię do prania. Zofia poznaje historie innych grubasów - ofiar współczesnego trybu życia, którzy albo wybrali wygodne stołowanie w barach szybkiej obsługi, albo wynieśli z domu miłość do tłustych i słodkich posiłków. Pobyt w "Lardżelce" się kończy, ale to dopiero początek trudnej drogi, obfitującej w kryzysy i zwątpienia. Dobrze, że może liczyć na wsparcie przyjaciółki Iwony.
         Autorka bardzo realistycznie przedstawiła zmiany, które zachodzą w ciele i umyśle osoby na diecie. Książka jest rodzajem pamiętnika, w którym główna bohaterka opisuje swoje wzloty i upadki, komentuje zachowanie niechętnego grubasom otoczenia, zwraca uwagę na wszelkie przejawy dyskryminacji osób z nadwagą, a wszytsko to z charakterystycznym dla siebie dystansem i humorem, dzięki czemu powieść mimo trudnej tematyki nabiera lekkości. Co ważne, książka odsłania pewną prawdę o ludziach otyłych, którzy pokornie znoszą wszelkie komentarze na swój temat, bo nie mają odwagi się odezwać, uważają, że sami są sobie wnni i zasłużyli na to, co ich spotyka. Dopiero pierwsze sukcesy w odchudzaniu dają im siłę do walki o normalne traktowanie ich przez otoczenie.
          "Lardżelka" to opowieść o trudnym zadaniu, z jakim zmierzamy się na co dzień, bo kto z nas nie walczy z własnymi słabościami, gdy ciągle kusi dostępne dosłownie wszędzie niezdrowe jedzenie? Kto z nas nie zamieniły ślęczenia przy garach i stosu naczyń do zmywania na szybki obiad na mieście? Powieść Wandy Szymanowskiej podpowie wiele rozwiązań dla chcących się zmierzyć z trudnym wyzwaniem, jakim jest zmiana nawyków żywieniowych. Poda kilka sposobów, by "tekturka o smaku chleba" lepiej smakowała, a myślenie o jedzeniu nie zasłaniało innych przyjemności życia.
         Książkę dobrze się czyta, a bohaterki nie da się nie lubić. Myślę, że powieść może zainspirować wiele kobiet do podjęcia wysiłku, by zmienić swój wygląd, a przy tym na nowo poukładać wszystko w swojej głowie, bo odchudzanie nie tylko spala tłuszcz, ale także kształtuje charakter i czyni z "potulnego cielęcia", pewną siebie, znającą swoją wartość osobę, która ma odwagę upomnieć się o szacunek i równe traktowanie.
         

piątek, 6 marca 2015

"Gnój" - Wojciech Kuczok



              Gnój to debiutancka powieść Wojciecha Kuczoka, która w 2004 roku została nagrodzona Nagrodą NIKE. Książka ma niezwykle pesymistyczny wydźwięk, opowiada, jak dom rodzinny może zamienić życie dziecka w koszmar. Zło, które się dzieje za zamkniętymi drzwiami, tłumaczone jest "porządnym wychowaniem", a oprawca uważa się za szlachetnego i wierzącego człowieka.
              O dzieciństwie pełnym cierpienia i poniżenia opowiada mężczyzna, który dziś ma już ponad 30 lat, ale piętno piekła rodzinnego w nim zostało.

I wszędzie tam, dokąd dotarłem, ciągnąłem za sobą cień tego domu, im dalej uciekałem, tym bardziej się naprężał, krępował mi ruchy, spowalniał kroki; w im bardziej świetliste miejsca trafiałem, tym bardziej mnie cień naznaczał (...) (s.212)

                  Rzecz dzieje się na Śląsku. Stary K. wraz z żoną i synem zajmuje drugie piętro rodzinnego domu, na pierwszym mieszkają jego siostra i brat, parter natomiast został sprzedany tuż po wojnie obcym ludziom, z czym nigdy właściciele się nie pogodzili. Rodzina uważała się za tę "z wyższych sfer" i nigdy nie zadawała się z "tymi z dołu". W pierwszym rozdziale powieści autor przedstawia sylwetki członków rodziny K., począwszy od dziadka Alfonsa, poprzez ojca starego K. i jego braci. Już przy lekturze tego wstępu można zauważyć, że cała ta śląska familia to nieco dziwni ludzie, drugi rozdział pokaże, że najgorszym wcieleniem tej "inności" jest stary K. - tyran, wielbiciel krótkiego trzymania żony i syna, niespełniony artysta mający duże mniemanie o sobie. To człowiek niezrównoważony psychicznie, który znienacka wyskakuje z pejczem, każe dziecku go wąchać, by potem spuścić mu "zaległe lanie" za coś, o czym dziecko zdążyło już zapomnieć, chodzi przy tym regularnie na msze i uważa się za biblijnego Hioba, którego Bóg pokarał żoną z rynsztoka i dzieckiem zdechlakiem.
             Ciosy były wymierzane za następujące "przewinienia": rozlanie kawy podczas dziecięcej gonitwy koło stołu, zbyt głośna zabawa z kolegą czy też przeszkodzenie dorosłym w rozmowie. W tym domu przekleństwa i wyzwiska fruwały w powietrzu, szkoła też nie dawała schronienia: "chachary" z patologicznej ulicy Cmentarnej pluły na swoją ofiarę, co oczywiście nie przeszkadzało im być ministrantami.

Ale teraz były czasy chacharów ze Sztajnki, obecnie zwanej ulicą Cmentarną, to były ich czasy, bo przecież nie moje; nigdy nikomu nie powiem "za moich czasów", bo żaden czas nie był mój, nawet kiedy go miałem. (s.109)

             Ten przejmujący cytat najlepiej oddaje przeżycia bohatera. Jego dzieciństwo zostało zatrute, zabrano mu normalność i prawo do prawidłowego rozwoju. To, co jest przywilejem dziecka, a więc zabawa, szaleństwo, radość życia, było surowo karane. Chłopiec musiał przyjąć postawę "spo-wypr", co oznaczało spokój i wyprężenie, od małego był tresowany, a nie wychowywany. Ojciec szaleniec i matka niezdolna do obrony własnego dziecka przed tyranem - taka rodzina niestety nie jest rzadkością w dzisiejszych czasach. Dobrze, że autor zabrał głos w dyskusji na ten temat.