Dzieło Myśliwskiego to wielka księga pytań. Stawia je główny bohater utworu, który pewnego jesiennego wieczoru gości u siebie nieznanego przybysza. Wspólne łuskanie fasoli staje się pretekstem do rozmyślań i snucia opowieści o danych latach.
Opowieść bohatera-narratora jest próbą uporządkowania przeszłości znaczonej traumatycznymi przeżyciami okresu wojny, która wycisnęła znamię na całym jego dalszym losie. Rozważania mężczyzny dowodzą, że życia nie da się uporządkować, rządzi nim bowiem zło, przypadek, a może przeznaczenie. Filozoficzna analiza różnych sytuacji z przeszłości utwierdza go w przekonaniu, że życia nie da się pojąć, można jedynie zadawać kolejne pytania, które nie przybliżają jednak do prawdy.
Czym jest życie człowieka, skoro tak niewiele zależy od ludzkiej woli? Czy trwanie w historii, która wciąż rzuca w nieznane i każe znosić cierpienie, można nazwać życiem? Bohater próbuje odpowiedzieć na te pytania, analizując własną sytuację:
"A ja, widzi pan, zawsze żyłem na granicy istnienia, nieistnienia. I nawet, gdy mi się wydawało, że jestem, to jakbym był jedynie w przelocie, na tymczasem, w odwiedzinach u kogoś, chociaż nie wiem, u kogo, bo nie mam nikogo."
Wojna pozbawiła go rodzinnego domu i zmusiła do tułaczki w poszukiwaniu swojego miejsca na ziemi. Wychudzony i schorowany trafił w ręce sanitariuszki, potem wdowy po leśniczym, by potem przypadkowo spotkany podróżny umieścił go w szkole, w której życie wcale nie okazało się łatwiejsze. Praca zarobkowa i początkowa fascynacja nową, rzekomo lepszą przyszłością, okazały się kolejnym złudzeniem:
"W nowy, lepszy świat wierzyłem, bo stary, przyzna pan, to były same gruzy po wojnie. A właśnie dopiero po wojnie okazało się, czym była ta wojna, jak wielką przegraną nie tylko człowieka, także Boga. (...) O nie, nie tylko mnie wydawało się, że czas Boga minął. Może nawet tak nie myślałem, ale nie mogłem się już modlić. Czasem jedynie, gdy mnie nikt nie widział, ni stąd ni zowąd rozpłakałem się. Toteż byłem gotów w cokolwiek uwierzyć, abym mógł tylko uwierzyć. A cóż się bardziej do uwierzenia nadaje niż nowy, lepszy świat? Zwłaszcza że gdy potem na budowach pracowałem, każda taka budowa była jakby cząstką tej wiary."Wiele miejsca poświęca autor rozważaniom o roli przypadku w życiu człowieka. Czy rzeczywiście przypadek jest przypadkiem, czy też przeznaczeniem - nad tym zastanawia się nie tylko narrator, ale i ludzie, z którymi zetknął go los. Bo czy przypadkiem było spotkanie na ulicy z mężczyzny, który mu się ukłonił, choć go nie znał, zwłaszcza że późniejsza z nim rozmowa zdradziła pewien szczegół, który jednak łączył obu mężczyzn? Nieznany przechodzień zaczął opowieść o swoim ojcu, który wrócił z wojny, jednak nie był już tym samym człowiekiem. Pewnego dnia wezwał do siebie swojego syna, aby przed nim się "wyspowiadać". Ojciec był przekonany, że w dole na kartofle, który miał sprawdzić w czasie akcji wojennej, widział swojego syna i nie mógł sobie darować, że zostawił go tam przerażonego, wychudzonego. Narrator znał to wydarzenie z autopsji - to on był tym chłopcem, który tygodniami chronił się w dole na kartofle. Czyżby spotkanie obu panów nie było przypadkowe? Czyżby to było przeznaczenie? Czy ich twarze wydawały się im znajome dlatego, że widzieli w nich swoje oblicze?
Pytań o sens życia i rolę przypadku jest w powieści zdecydowanie więcej. Rozważania narratora są ponadczasowe, stawiają pytania aktualne w każdej epoce, stąd wartość tego dzieła. "Traktat o łuskaniu fasoli" jest spowiedzią życia człowieka, który wiele w życiu przeszedł, sporo widział. To on, z wielkim bagażem doświadczeń może on się stać przewodnikiem po trudnej sztuce życia. Może dlatego tajemniczy przybysz tak chętnie go słucha?
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz