sobota, 11 października 2014

"Trzynasty miesiąc poziomkowy" - Krystyna Siesicka




         Kolejne spotkanie z twórczością jednej z moich ulubionych autorek było czasem wyjątkowo miło spędzonym. Pani Krystyna Siesicka, jak zwykle zresztą, potrafi  zmieścić tak dużo treści, znaczeń, uczuć i refleksji w niewielkich rozmiarów powieści. Zastanawiające jest, w jaki sposób udaje się jej wejść ze swoją opowieścią głęboko w umysł czytelnika i pozostawić ją tam na długo.               Książkę otwiera następujący komentarz autorki:

Myślałam, że ta książka będzie żartem.
Okazało się, że ona wcale żartem nie jest.
Jeżeli jednak coś z żartu w niej zostało,
to może na nasze szczęście...

        Moim zdaniem nawet dosyć sporo tego żartu w książce. Sam sposób prowadzenia narracji jest grą z czytelnikiem. Autorka "umawia się" z nim co do wyglądu bohaterów, jakby dopiero na jego oczach tworzyła powieściową rzeczywistość. Otwiera przed nim swój umysł i pozwala obserwować proces twórczy. Czytelnik ma wrażenie, że opowieść rodzi się w momencie, w którym on ją czyta:

[...] do małej jadłodajni "Przydrożny barek" weszła Petra. Pomyślałam, że powinna być niewysoka, ubrana w długą brązową spódnicę, sięgającą po brzegi czarnych, sznurowanych bucików, że powinna mieć na sobie obcisłą rudą kurtkę, najlepiej sztruksową, ale już dość ciepłą, może podbitą cienkim sztucznym futerkiem. Szyję najchętniej owinęłabym jej długim wełnianym szalem, który Petra dostałaby od babci na swoje niedawno obchodzone osiemnaste urodziny, a ten szal niechby był w kolorze ciemnego bursztynu. Spojrzałam w stronę drzwi. Tak właśnie Petra była ubrana.

        Ciekawa jest także konstrukcja samego narratora, a w zasadzie narratorki. W niektórych partiach książki jest nią Izabela - jedna z osób stołujących się w "Przydrożnym barku", która zresztą nie ukrywa, że przychodzi tutaj, aby obserwować ludzi i skrzętnie notować to,co może jej się przydać do swojej powieści. Główną narratorką jest pewna kobieta, która wie i widzi wszystko, zagląda też do prywatnych domów niektórych bohaterów. W pewnych partiach tekstu jej rolę przejmuje Izabela, która relacjonuje to, co widzi i słyszy w jadłodajni i mówi w pierwszej osobie:

     Izabela ociągała się z wyjściem, ciągle licząc na to, że zaraz pojawi się tu starszy pan z siwą brodą. Miała wielką ochotę wyjąć ze swojej pięknej, skórzanej torby powiększające lusterko do makijażu i znowu sprawdzić w nim, jak wyglądają teraz jej włosy w kolorze złoty jasny szatyn, chociaż od chwili, kiedy wyszła od fryzjera, sprawdzała to dziesiątki razy.
    Nie uwierzycie, ale sprawdziłam znowu. Sięgnęłam po torbę, wyjęłam lusterko i pod pretekstem, że zaglądam do niego, żeby wyprostować zawiniętą rzęsę, obejrzałam sobie nasz nowy wizerunek, to znaczy wizerunek mój i Izabeli. Byłam w tym lusterku jakąś zupełnie obcą babą, której w ogóle nie znałam, więc jak tylko mogłam najszybciej, wrzuciłam ją do torby, bo ponad wszystko w świecie nie znoszę obcych bab.

 Czasami trudno się zorientować, która z kobiet w danym momencie mówi, bo bywa, że i w obrębie jednego akapitu na zmianę mówią obie narratorki:

    Izabela  zjadła zupę. Ciekawe, czy smakowała jej ta nowa jabłeczna. Zobaczyłam, że Tom przygląda mi się, być może zauważył, zapewne tak, bo uśmiechnął się i skinął głową z uznaniem. Od wczoraj byłam szatynką. 

         Taka kreacja narratora, to zapewne kolejny żart autorki, gra z czytelnikiem, który musi się postarać nad tą narracją zapanować. A może cała narracja jest tylko szkicem powieści Izabeli, która notuje jak leci - każde swoje luźne spostrzeżenie, które może się przydać w pracy nad powieścią, jak i już dopracowane fragmenty z wykreowanym narratorem.
        Tym, co decyduje o sukcesie powieści autorki, jest umiejętność takiego tworzenia rzeczywistości książkowej, by czytelnik czuł się współtwórcą tej rzeczywistości, by czuł, że osobiście obserwuje ten świat, a wydarzenia rozgrywają się na jego oczach. Nie bez znaczenia jest także znakomicie, jakby w przelocie uchwycone zachowania postaci, ich wypowiedzi, które tak wiele mówią o nich samych i problemach, z którymi się zmierzają.
        "Przydrożny barek" jest miejscem, w którym krzyżują się drogi ludzi w różnym wieku i o różnych zawodach. Atmosfera miejsca sprawia, że przychodzą oni nie tylko po to, by zjeść pachnący obiad, ale po prostu tam pobyć, z kimś porozmawiać, zobaczyć, jak wygląda życie innych ludzi,
       Restauracja Toma i Gustawa to miniatura świata, w którym obok siebie żyją młodzi i starzy, ludzie na stanowisku, którzy już coś w życiu osiągnęli i ci, którzy dopiero biorą się z życiem za bary.
A każdy przychodzi z własnym bagażem spraw, uczuć, problemów i widzi, że nie jest osamotniony w swoim bólu, że każdy inny człowiek też z czymś się zmaga i też szuka przyjaznej duszy.
       Zagubiona Petra nie potrafi obiektywnie ocenić swojego talentu, wierzy, że uda się jej utrzymać z tego, co lubi robić, nie ma innego pomysłu na życie. Tom, chłopak po traumatycznych przeżyciach próbuje rozpocząć życie na nowo. Z kolegą Gustawem zakłada więc "Przydrożny barek", który od początku działalności cieszy się dużym uznaniem gości. To ciepłe, pachnące domowym obiadem miejsce przyciąga też inną zagubioną młodą osobę, mianowicie Jaśminę, która tylko w oczach Gustawa znajdzie zrozumienie dla swoich błędów.
       Obok młodych zagubionych dusz pojawiają się też dorośli w średnim wieku: samotna Małgorzata szukająca pokrewnej duszy w internecie, Izabela, która nieudany związek odreagowuje, szukając w barku inspiracji do swojej książki, jest także jej siostra Mira, zaopatrzona przez autorkę stałym epitetem "aktorka charakterystyczna". Ta ostatnia skutecznie zwabia pewnego starszego pana, który pod wpływem jej uroku kompletnie nie zauważa, że jest finansowo wykorzystywany przez tę uroczą damę. I kolejna z postaci, które niczym aktorzy pojawiają się i znikają na scenie "Przydrożnego barku" - Modesta, starsza pani najsilniej chyba odczuwająca samotność i starość.
       "Przydrożny barek", miejsce na pozór zwyczajne jak wiele innych małych punktów gastronomicznych, jest wyjątkowe, bo oprócz pachnących zup oferuje swym gościom namiastkę domu, w którym każdy ma swoje miejsce przy stole i przyjazną duszę. Oby więcej takich "Przydrożnych barków" wokół nas.

          

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz