piątek, 6 marca 2015

"Gnój" - Wojciech Kuczok



              Gnój to debiutancka powieść Wojciecha Kuczoka, która w 2004 roku została nagrodzona Nagrodą NIKE. Książka ma niezwykle pesymistyczny wydźwięk, opowiada, jak dom rodzinny może zamienić życie dziecka w koszmar. Zło, które się dzieje za zamkniętymi drzwiami, tłumaczone jest "porządnym wychowaniem", a oprawca uważa się za szlachetnego i wierzącego człowieka.
              O dzieciństwie pełnym cierpienia i poniżenia opowiada mężczyzna, który dziś ma już ponad 30 lat, ale piętno piekła rodzinnego w nim zostało.

I wszędzie tam, dokąd dotarłem, ciągnąłem za sobą cień tego domu, im dalej uciekałem, tym bardziej się naprężał, krępował mi ruchy, spowalniał kroki; w im bardziej świetliste miejsca trafiałem, tym bardziej mnie cień naznaczał (...) (s.212)

                  Rzecz dzieje się na Śląsku. Stary K. wraz z żoną i synem zajmuje drugie piętro rodzinnego domu, na pierwszym mieszkają jego siostra i brat, parter natomiast został sprzedany tuż po wojnie obcym ludziom, z czym nigdy właściciele się nie pogodzili. Rodzina uważała się za tę "z wyższych sfer" i nigdy nie zadawała się z "tymi z dołu". W pierwszym rozdziale powieści autor przedstawia sylwetki członków rodziny K., począwszy od dziadka Alfonsa, poprzez ojca starego K. i jego braci. Już przy lekturze tego wstępu można zauważyć, że cała ta śląska familia to nieco dziwni ludzie, drugi rozdział pokaże, że najgorszym wcieleniem tej "inności" jest stary K. - tyran, wielbiciel krótkiego trzymania żony i syna, niespełniony artysta mający duże mniemanie o sobie. To człowiek niezrównoważony psychicznie, który znienacka wyskakuje z pejczem, każe dziecku go wąchać, by potem spuścić mu "zaległe lanie" za coś, o czym dziecko zdążyło już zapomnieć, chodzi przy tym regularnie na msze i uważa się za biblijnego Hioba, którego Bóg pokarał żoną z rynsztoka i dzieckiem zdechlakiem.
             Ciosy były wymierzane za następujące "przewinienia": rozlanie kawy podczas dziecięcej gonitwy koło stołu, zbyt głośna zabawa z kolegą czy też przeszkodzenie dorosłym w rozmowie. W tym domu przekleństwa i wyzwiska fruwały w powietrzu, szkoła też nie dawała schronienia: "chachary" z patologicznej ulicy Cmentarnej pluły na swoją ofiarę, co oczywiście nie przeszkadzało im być ministrantami.

Ale teraz były czasy chacharów ze Sztajnki, obecnie zwanej ulicą Cmentarną, to były ich czasy, bo przecież nie moje; nigdy nikomu nie powiem "za moich czasów", bo żaden czas nie był mój, nawet kiedy go miałem. (s.109)

             Ten przejmujący cytat najlepiej oddaje przeżycia bohatera. Jego dzieciństwo zostało zatrute, zabrano mu normalność i prawo do prawidłowego rozwoju. To, co jest przywilejem dziecka, a więc zabawa, szaleństwo, radość życia, było surowo karane. Chłopiec musiał przyjąć postawę "spo-wypr", co oznaczało spokój i wyprężenie, od małego był tresowany, a nie wychowywany. Ojciec szaleniec i matka niezdolna do obrony własnego dziecka przed tyranem - taka rodzina niestety nie jest rzadkością w dzisiejszych czasach. Dobrze, że autor zabrał głos w dyskusji na ten temat.

1 komentarz: