Książka jest diagnozą świata współczesnych absolwentów, którzy z tytułem magistra lądują w pośredniaku i miesiącami, a nawet latami czekają już nawet nie na wymarzoną, ale jakąkolwiek pracę. Główna bohaterka, która mimo poczucia bezsensu wysyła kolejne CV i śledzi portale dla szukających pracy, w końcu wypowiada gorzką prawdę o swoich szansach na normalne zawodowe życie:
Nikt nie ma odwagi zacytować statystyk, według których liczba magistrów przekracza liczbę etatów. Prawdę mogę poznać tylko w urzędzie. W urzędzie jest jasno powiedziane, że mój czas i umiejętności nie są nikomu potrzebne.
Dzisiejszy świat nie ma do zaoferowania młodym ludziom zupełnie nic. Szczęściarze, których natura obdarzyła pyskatą naturą, uporem i zbytnią pewnością siebie, jeszcze jako tako sobie radzą (Anka). Gorzej z tymi, którzy, jak narratorka, nie pasują do współczesności - są skromni, nieśmiali, bez siły przebicia, trochę nieporadni. Dla takich nie przewidziano żadnego zajęcia.
Kolejne próby znalezienia zatrudnienia, rozmowy kwalifikacyjne kończące się kłamliwym zapewnieniem, że "na pewno do pani oddzwonimy", przeliczanie każdej złotówki, miesięcznym przegląd rachunków i gorzka refleksja, że jednym zbędnym zakupem okazały się żelki i orzechowe ciastka za całe 6, 08 zł, i jeszcze pozostająca w sferze marzeń kawa z przyjaciółką w Cafe Paradise - oto, z czym zmaga się nasza bohaterka, a z nią ogromna liczba młodych ludzi we współczesnej Polsce.
Młoda kobieta jeszcze jako tako funkcjonuje chyba tylko za sprawą wspierającej ją rodziny i męża. Wszyscy wierzą, że w końcu się jej uda, ale ona sama ma świadomość, że trochę zmarnowała swój potencjał. Wybór dziennikarstwa nie był dobrym pomysłem, sama nie czuje się na siłach, aby podołać pracy w zawodzie. Najchętniej widziałaby się w ciepłym kąciku przy komputerze, ale wie, że nikt takiej pracy jej nie zaoferuje.
Powieść porusza trudne, współczesne problemy młodych ludzi, wśród których znajdzie się: beznadziejne poszukiwanie pracy; walka o prawo do osobnego życia, do małżeńskiej prywatności kosztem niestety comiesięcznych rachunków za wynajem; brak czasu dla własnego dziecka, bo jeśli już jakieś zajęcie jest, to pracodawca wymaga ogromnego zaangażowania i pracy od rana do wieczora; pierwsza małżeńska kłótnia; nieplanowana ciąża w najgorszym dla kobiety czasie; depresja przyszłej matki i próba zachowania optymizmu mimo wszelkich przeciwności.
A ja wyję, bo przecież brak pracy i czarna dziura w budżecie pochłaniająca wszystkie nasze plany, i życie wywracane do góry nogami, w chwili, gdy tak niepewnie kroczymy naprzód. Nie wiem, jak damy sobie radę, chyba nie damy, czy można zrezygnować z tej konkurencji, ogłosić falstart, odwołać wyścig?
I jest jeszcze nieśmiertelny Facebook, do którego przeniosło się życie młodych ludzi. Tutaj przecież można troszkę nakłamać: zdjęcia i wpisy pokazują przecież tylko część prawdy o nas, tę lepszą część. Facebook leczy kompleksy: wystawię na widok publiczny swoje zdjęcie z uśmiechniętym bobasem, ale przecież za nic w świecie nie przyznam się, że jest mi ciężko, że jestem przemęczona;
Stokrotki w deszczu to książka, która pewnie niejednej młodej czytelniczce będzie bardzo bliska, bo odnajdzie w niej to, z czym sama się zmierza na co dzień.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz