Długo wyczekiwana przeze mnie dwudziesta część ukochanej "Jeżycjady" musiała się znaleźć w moim księgozbiorze. Z rodziną Borejków się wychowałam, a każdego z bohaterów traktuję jak dobrego znajomego i zawsze z niecierpliwością czekam na kolejną serię ich przygód. Teraz jednak, po latach, lekturze najnowszych tomów towarzyszył pewien smutek, bo oto czas nieubłaganie płynie, a moi bohaterowie, a z nimi i ja, coraz starsi. Kochanego profesora Dmuchawca pożegnaliśmy w McDusi, we wnuczce z kolei dziadek Ignacy też jakby się już pomału żegnał ze światem, gdy przekazuje wnuczkowi Jędrusiowi życiowe mądrości. Oczywiście on i jego żona są nadal pełni optymizmu i poczucia humoru, ale wyczuwa się w ich zachowaniu pewne wyciszenie i pogodzenie się ze starością i upływającym czasem.
Ignacy i Mila nie są jednak głównymi postaciami powieści, a tytułowa wnuczka nie należy do ich rodziny. Urocza Dorotka Rumianek, której podobizna widnieje na okładce książki, ratuje z opresji wciąż, mimo pięćdziesiątki na karku, nieco roztrzepaną Idę i tym sposobem poznaje też innych członków rodziny. Sama Dorotka - bardzo inteligentna, miła, zaradna - jest dziewczyną jakby z innej epoki: mieszka z dwiema babciami gdzieś na odludziu, w starym domu otoczonym malowniczymi polami i lasami, zręcznie powozi bryczką, oporządza kobyłkę, hoduje kury, wspina się na drzewa, robi kompoty, sprzedaje jajka. Jednocześnie dziewczyna jest ambitna (chce studiować medycynę), praktyczna, zna swoją wartość, nie przywiązuje wagi do tego, w co się ubiera i nie wstydzi się poruszać wspomnianym już wyżej środkiem lokomocji. Bardzo mnie ciekawi, czy panią Małgorzatę Musierowicz ktoś konkretny zainspirował do stworzenia postaci Doroty, bo czy można jeszcze spotkać w dzisiejszych czasach nastolatkę, która się nie stroi, nie maluje, nie wisi z nosem na telefonie, z uśmiechem na twarzy gospodaruje na wsi, ma dużą wiedzę, ambicję i nie narzeka na warunki życia?
Postać Dorotki uroczo kontrastuje z postacią Ignacego Grzegorza. Młody student historii sztuki nie wydoroślał przez ostatnie lata. Zatopiony w książkach i świecie poezji zupełnie nie odnajduje się na wsi, w której wciąż widzi same zagrożenia. Fajtłapą był i fajtłapą został, w dodatku - ze złamanym sercem, a to musiało zaowocować kolejnymi zabawnymi historiami. Czy młodzi przypadną sobie do gustu? Może Ignacy Grzegorz potrzebuje właśnie takiej praktycznej i zaradnej dziewczyny, która pokierowałaby jego życiem?
Wnuczkę... przeczytałam błyskawicznie i zbliżając się do końca czułam niedosyt - że za krótko, że za szybko się skończyła ta miła przygoda i że tak mało było w tej części Gabrysi, Natalii, Robrojka, Mili, Pulpecji, a pozostałych (Laury, Róży, Łucji, nie wspominając już o postaciach spoza rodziny) w ogóle zabrakło. Na ich miejsce weszli nowi bohaterowie: Dorotka, jej pełne wigoru babcie Andzia i Wikta, jak i genialnie nakreślony ich sąsiad Chrobot - przaśny, swojski, uroczy w swojej prostocie chłop z dziada pradziada.
Warto jeszcze raz podkreślić, że historia opowiedziana we Wnuczce... rozgrywa się w malowniczej scenerii, gdzieś w Wielkopolsce w środku upalnego lata. Ma się wrażenie, że to miejsce pozostało dziewicze i nieskażone cywilizacją. Klimat tej książki jest naprawdę wyjątkowy, szkoda tylko, że tak mało było w niej Poznania, a dobrze znane, pełne ludzi i zakurzonych książek mieszkanie przy Roosevelta 5 chyba już nigdy nie będzie takie jak kiedyś.