wtorek, 30 kwietnia 2013

"Jądro ciemności" - Joseph Conrad





Należące do klasyki literatury światowej opowiadania Josepha Conrada podejmuje problematykę podbojów kolonialnych w Afryce. Narrator książki, doświadczony marynarz Marlow, opowiada swoim kompanom o wyprawie w głąb Afryki. Urzeczony starymi mapami, na których sporo było wtedy jeszcze „białych plam”, postanowił osobiście poznać nieodkryte ziemie. W tym celu zaciągnął się do pracy w spółce handlowej w charakterze kapitana rzecznego parowca, który miał przemierzać rzekę Kongo. W czasie wędrówki uświadamia sobie, jak wielkim barbarzyństwem było wtargnięcie do Afryki europejskich kolonistów, dla których liczyła się tylko kość słoniowa. Dla niej zatracili człowieczeństwo, wyzbyli się wszelkich skrupułów i,wykorzystując swoją siłę, podporządkowali sobie tubylców. Marlow powoli zaczynał rozumieć słowa doktora, z którym rozmawiał przed podróżą: „Byłoby rzeczą zajmującą gdyby można dla celów naukowych śledzić tam, na miejscu, zmiany psychiczne zachodzące w jednostkach”. Zagłębiając się w kontynent Marlow widział wyeksploatowanych do granic możliwości, umierających Murzynów, którymi nikt się już nie interesował. Europejczyków wchłonął tutejszy świat z dziką przyrodą. Zatracili się do reszty w bezwzględnych podbojach, pozwalając, aby kierowały nimi dzikie instynkty.

Sporo uwagi poświęca autor postaci Kurtza – najlepszego, bo zdobywającego najwięcej kości słoniowej, agenta handlowego, który zaszył się w najdalszym zakątku kraju. Marlow chce do niego dotrzeć i poznać tę osobistość, o której w dole rzeki krążą legendy. Człowiek ten podobno został obdarzony niezwykłym talentem – jego niezwykły głos sprawia, że podziwiają go tłumy. Docierając do celu Marlow pozna prawdziwe oblicze tego człowieka, który zachłysnąwszy się pierwotną przyrodą, sam przeobraził się w bezwzględnego, wykorzystującego naiwność tubylców boga dziczy. Jego postać stanowi kwintesencję kolonializmu – brutalnej siły, która wkraczając w obcy świat, niszczy go fizycznie i psychicznie. Raport, który sporządził Kurtz dla Międzynarodowego Towarzystwa Dzikich Obyczajów, pokazuje prawdziwe oblicze tyrana: „Wytępić te wszystkie bestie!”. Okazało się więc, że kolonializm, który miał nieść cywilizację, w rzeczywistości degradował spokojne życie mieszkańców czarnego kontynentu. Oficjalne głoszone w Europie hasła niesienia postępu biednym krajom były tylko pustymi słowami – na miejscu dochodziło do prawdziwego barbarzyństwa.

Historia, którą opowiada Marlow, ma przejmujący wydźwięk. To opowieść o zatraceniu człowieczeństwa, o fałszu, o uleganiu żądzy zysku i sławy, o „zabawie w boga", wypaczeniu idei postępu. „Jądro ciemności” zawiera głębokie przesłanie moralne – prowokuje do myślenia o istocie człowieczeństwa i kryzysie humanitarnych wartości w obliczu nowych wyzwań.

poniedziałek, 29 kwietnia 2013

"Jędrek i inni" - Wiera Badalska


Jędrek i inni
Wiera Badalska
Nasza Księgarnia
Wydanie pierwsze (i  niestety jedyne)
Warszawa 1977

Dziś postanowiłam się pochwalić absolutną perełką, która od zeszłego roku znajduje się w mojej biblioteczce. To książeczka, na którą chorowałam od dzieciństwa, a którą udało mi się nabyć dopiero niedawno. Przygody rezolutnego Jędrka we fragmentach można było znaleźć w podręczniku do języka polskiego "Rośniemy razem". Pokolenie dzisiejszych trzydziestolatków powinno kojarzyć.



Po każdym rozdziale autorka podręcznika zachęcała do zapoznania się z innymi przygodami Jędrka w książce "Jędrek i inni", niestety, jej zdobycie graniczyło wtedy z cudem. Nie było jej nawet w dostępnych mi bibliotekach. Dzisiaj tym bardziej jest ciężko, ale przy odrobinie szczęścia można na nią trafić na aukcjach Allegro, minusem jest to, że niestety książeczki bywają w opłakanym stanie, a poza tym polujących na nie jest sporo, toteż uch końcowa cena często przekracza 100 zł. Mnie udało się zdobyć całkiem przyzwoity egzemplarz :)

Tak wielkie zainteresowanie książeczką utwierdza mnie w przekonaniu, że nie tylko ja uległam w dzieciństwie jej czarowi. Przezabawne przygody Jędrka, jego rodziny i szkolnych przyjaciół nawet dziś po dwudziestu paru latach tak samo bawią i wzruszają. Narrator opowiadań, tytułowy Jędrek, to uczeń klasy drugiej, który ze swojej perspektywy relacjonuje przeróżne swoje przygody. Znajdziemy tutaj opowieści o szkole, o szkolnym przedstawieniu, o wyjazdach, narodzinach siostry, przygotowaniach do Bożego Narodzenia i Wielkanocy, a wszystko podane w przeuroczy i przezabawny sposób. Polecam wszystkim, którzy, tak jak ja, lubią czasem powspominać beztroskie dzieciństwo.

sobota, 20 kwietnia 2013

"Studnia bez dnia" - Katarzyna Enerlich




Dzień, w którym Marcelina podsłuchała schadzkę męża z kochanką, miał całkowicie odmienić jej życie. Odmienił, ale nie tak, jak byśmy się tego spodziewali. Nie było kłótni, wyrzutów, rozstania ani słodkiej zemsty, gdyż to los sam wymierzył karę Januszowi. Mężczyźnie nie udało się dotrzeć do domu, by uporządkować swoje życie. Nieprzytomny zmarł w szpitalu, w którym na przemian czuwały przy nim dwie kobiety – Marcelina i Natalia Anna. Ale to nie koniec przewrotnego losu - obie kobiety, jakby na złość Januszowi, połączyła niezwykła przyjaźń.
Marcelina dość szybko doszła do siebie po śmierci męża, wyzbyła się nienawiści, zobojętniała na zdradę, która ją dotknęła, gdyż przecież „(…) w obliczu śmierci pokornieją nie tylko ciała, ale i myśli. Nienawiść topnieje, staje się wygładzona i śliska. Łatwo jej wówczas wysunąć się z ludzkich rąk[1]”. Kobieta całkowicie zerwała ze wspomnieniami, nowe życie rozpoczęła od przeprowadzki do mieszkania w centrum miasta i pracy w budce oferującej pamiątki z Torunia. Wśród gipsowych piesków, żabek i flisaków spędzała letnie dni, obserwując grupy turystów. Z ciekawością słuchała opowieści przewodniczki Anny, która, jak się okazało, była jej sąsiadką i niebawem miała odegrać dużą rolę w jej nowym życiu. Los zatroszczył się o to, żeby kobieta nie miała czasu na rozmyślania. Ciągle dostawała nowe zajęcia: znajomy antykwariusz Wojtek podsyłał jej kolejne meble i obrazy do renowacji, a właściciel sklepiku z pamiątkami, toruński rzeźbiarz Tadeusz Zawiejski, zaoferował jej dodatkową pracę w swojej pracowni. Nie każda kobieta zdecydowałaby się na samotne przebywanie w wieczornych godzinach w nieco zapuszczonej pracowni rzeźbiarskiej, w której już wcześniej działy się dziwne rzeczy. Perspektywa samotnych wieczorów nie była jednak kusząca. Praca pozwalała zapomnieć o przeszłości, zdystansować się, a poza tym tylko dzięki niej mogła sobie pozwolić na wynajem mieszkania na Starym Mieście.
Ulica Podmurna, w której mieściła się pracownia, skrywała w sobie z pewnością sporo tajemnic, Marcelina nie mogła jednak przypuszczać, że zasłyszana z ust Anny legenda o dawnym kupcu Martinusie i jego drogocennym pierścieniu będzie miała związek z miejscem jej pracy i bezpośrednio dotknie ją samą. Czyżby gasnące światło, zapach ogórków i dziwna atmosfera w pracowni była sprawką ducha legendarnego kupca, który setki lat temu zamówił dla swojej kochanki niezwykły pierścień z rubinem z Gór Izerskich? Co kryje zapomniana średniowieczna studnia, do której wpadło zabytkowe dłuto Tadeusza? I czy klątwa grobów to tylko legenda?
Oryginalny pomysł na fabułę, a do tego sugestywne oddanie atmosfery toruńskich kamieniczek na Starym Mieście czynią z książki ciekawą propozycję dla czytelnika. Pełna spokoju, ale jednocześnie obfitująca w zaskakujące wydarzenia lektura dostarcza różnorodnych przeżyć. Z łatwością można się utożsamić z główną bohaterką, której zazdrościmy odwagi, silnego charakteru, zaradności życiowej i wspaniałomyślności. Podczas lektury miałam wrażenie, że razem z bohaterką przemierzam wąskie uliczki, oglądam historyczne zabudowania, słyszę gwar turystów kupujących pamiątki, miałam też ochotę dołączyć do jednej z grup zwiedzających, aby z ust przewodniczki Anny usłyszeć więcej ciekawych opowieści i legend o Toruniu.





[1] K. Enerlich, Studnia bez dnia, s. 219.

piątek, 19 kwietnia 2013

"Ocal mnie" - Lisa Scottoline



Wzruszająca opowieść o niezwykłej matce, której w jednym momencie posypało się całe życie. Dziewięcioletnia córka z powodu szpecącego znamienia na policzku była źle traktowana przez rówieśników. Wydawało się, że przeprowadzka do spokojnej miejscowości w Pensylwanii przyniesie rodzinie upragniony spokój. Nowa szkoła dla małej Melly okazała się jednak miejscem równie nieprzyjaznym co wcześniejsze placówki. Rose postanawia wziąć sprawy w swoje ręce – zgłasza się na ochotnika do opieki nad uczniami w szkolnej stołówce, by mieć oko na córkę i jej koleżanki. Któregoś dnia w szkole zdarzy się nieszczęśliwy wypadek, który zamieni życie Rose w prawdziwy koszmar. Kobieta będzie musiała podjąć trudną decyzję: Kogo ratować najpierw – dwie dziewczynki, które są blisko niej czy córkę, która zamknęła się w toalecie? Rose wybrała pierwsze rozwiązanie – naraziła córkę, by najpierw ratować inne dzieci, ale i tak wkrótce usłyszała zarzut pozostawienia dziewczynek w płonącym budynku bez opieki. Tak zaczął się koszmar, który po paru dniach zamienił się w prawdziwe piekło: oskarżenia, wytykanie palcami, wszędobylskie media i wścibska dziennikarka próbująca robić karierę na cudzym nieszczęściu, a do tego niechlubna sprawa z przeszłości.

Rose rezygnuje z pomocy prawników, którzy niemal zmuszają ją do wniesienia oskarżenia przeciwko władzom szkoły, które nie zadbały o bezpieczeństwo uczniów. Kobieta czuje, że pożar w szkole był zaplanowany, a dyrektor szkoły nie jest niczemu winien, rozpaczliwie szuka więc wszelkich śladów mających przybliżyć ją do rozwiązania zagadki. Sprawy się komplikują, pojawiają się nowe wątki i błędne interpretacje. Okazuje się, że pożar ma związek z innymi zatuszowanymi przestępstwami w miasteczku. Gonitwa staje się bardzo niebezpieczna. Czy warto się narażać i szukać sprawców, gdy w domu czekają dzieci? Z drugiej strony poddanie się może skutkować kolejnymi ofiarami…

„Ocal mnie” to porywająca powieść, którą wciąga czytelnika w życie głównej bohaterki i pozwala towarzyszyć jej w najtrudniejszych momentach jej życia. W miarę spokojny początek książki przeradza się w szaleńczą i niebezpieczną gonitwę, którą Rose musi wygrać, by uwolnić się od niedorzecznych zarzutów. Po kilku dniach sprawa okaże się częścią mrocznej przeszłości najbardziej wpływowych osób w lokalnej społeczności, tylko czy warto z nimi zadzierać? Jednak w podejrzanych okolicznościach ciągle giną kolejni ludzie, czy można więc pozwolić, by ofiar było więcej?

Powieść Lisy Scottoline uświadamia, jak w jednej sekundzie ustabilizowane życie w jednej chwili może się wywrócić do góry nogami. Człowiek nigdzie nie może czuć się bezpiecznie, gdyż wszędzie, nawet w najcichszym i spokojniejszym miejscu na ziemi, panoszy się zło, a człowiek zupełnie przypadkiem może zostać wciągnięty w niebezpieczną grę. Po lekturze tej powieści człowiek zaczyna doceniać szarą, w miarę spokojną codzienność, która czasami tak nam doskwiera. 

niedziela, 14 kwietnia 2013

"Rupieciarnia na końcu świata" - Agata Mańczyk




Przeprowadzka ze stolicy do niewielkiego, nudnego Tomaszowa gdzieś na wschodzie kraju jest dla dorastającej dziewczyny prawdziwą życiową porażką. Kina, teatry, kluby, galerie, no i przede wszystkim starzy przyjaciele niemalże z dnia na dzień mają zniknąć z jej życia. Cóż jednak ma do gadania główna bohaterka książki, Maryla, której rodzice błyskawicznie się rozwiedli, sprzedali mieszkanie i postanowili, że córka zamieszka z matką? W całej tej stresującej sytuacji dziewczyna widzi jednak jasną stronę – w końcu będzie miała okazję poznać swoją babcię, o której jakoś nigdy w domu nie rozmawiano. Pełna obaw i nadziei dziewczyna wkroczy w progi nowego domu i … trafi w sam środek jaskini lwa, a raczej dwóch lwic.

Dom rodzinny matki okaże się ziejącym pustką, zimnem i nienawiścią miejscem, w którym życie jest nie do zniesienia. Co w takim razie robić na tym tytułowym „końcu świata”? Jak sobie poradzić z tęsknotą za warszawskimi przyjaciółmi?  Jak przekonać do siebie nowych szkolnych znajomych? I jak przetrwać w tym okropnym domu, w którym każdy patrzy na siebie wilkiem?

Początkowo tylko nadzieja na obiecaną przeprowadzkę do Lublina trzyma dziewczynę przy życiu, jednak w miarę upływu czasu Tomaszów staje się dla Maryli miejscem intrygującym, w którym w dodatku ma wiele do zrobienia. Dziewczyna czuje, że miasto, w którym wszyscy o wszystkim wiedzą, skrywa przed nią tajemnicę. Rodzina matki coś ukrywa, dziewczyna szuka więc kolejnych wskazówek do rozwiązania zagadek mrocznej przeszłości. Pudełko ze „skarbami” matki, pamiątki odnalezione w „Rupieciarni”, dom babki z wszystkimi ukrytymi w nim śladami przeszłości, dziwny nagrobek na cmentarzu, tajemnicze paczki odbierane tuż przed zamknięciem poczty i wyjazdy babki do pobliskiej miejscowości – to wszystko bystra nastolatka musi połączyć w logiczną całość. Po nitce do kłębka, choć często błędnie interpretując fakty, dziewczyna trafi w końcu do celu, który zaskoczy ją bardziej, niż się tego spodziewała.

Książka jest ciekawą opowieścią o rodzinnych tajemnicach, trudach adaptacji w nowym środowisku, dorastaniu, miłości, nienawiści i winie, które determinują życie bohaterek. Autorce w znakomity sposób udało się ukazać typową mentalność mieszkańców małych miejscowości, w których anonimowość w ogóle nie ma szans bytu i w których każdy pierze własne brudy w swoim domu.

„Rupieciarnia na końcu świata” to także opowieść o dorastaniu, kształtowaniu postaw młodego pokolenia. Powieść pokazuje również, jak zmiana otoczenia i nowe okoliczności ujawniają uśpione instynkty człowieka. Przeprowadzka do Tomaszowa wiele zmienia w życiu Maryli, jej matki, jak również innych członków jej rodziny. Maryla przekonuje się, że jest zdolna do zrobienia czegoś, co w Warszawie nie przyszłoby jej do głowy: szpera w cudzych rzeczach, kłamie, bezceremonialnie odnosi się do nauczycieli, intryguje. Okazuje się, że człowiek poznaje siebie przez całe życie.

Powieść przypadnie go gustu głównie nastolatkom, gdyż ma formę pamiętnika pisanego z perspektywy szesnastoletniej dziewczyny. Jej przeżycia i naiwne myślenie może nużyć i śmieszyć starszą czytelniczkę, jednak sama historia jest dosyć ciekawa, więc myślę, że książka znajdzie zwolenników wśród kobiet w każdym wieku. Zresztą może warto sobie przypomnieć swój sposób postrzegania świata sprzed kilkunastu czy kilkudziesięciu lat?

Książka jest dosyć ciekawa i intrygująca, jednak ma też parę niedociągnięć, choćby w formie umieszczenia w niej zbyt niewiarygodnych zdarzeń. Nie sądzę, żeby nawet najbardziej wredna babcia powiedziała do głodnej wnuczki, która w dodatku nic jej w życiu złego nie zrobiła, że obiad nie jest dla niej. Podobnie jest z inną sceną: Na lekcji sztuki nauczycielka zaintrygowana nową uczennicą i jej pierścionkiem snuje wspomnienia z czasów swojej młodości. Nie byłoby w tym nic dziwnego, gdyby nie to, że wspomnienia te dotyczą głównie osobistych przeżyć matki owej uczennicy, z którą kiedyś przyjaźniła się nauczycielka. Nie wspomnę już o tym, że przecież przyjazd Maryli i jej matki wywołał w społeczności lokalnej spore poruszenie w związku z dawną historią, opowiadanie więc przy uczniach o jej przeszłości – nieszczęśliwym życiu, pierścionku wywołującym w niej bolesne wspomnienia, jest co najmniej nie na miejscu i aż dziwne, że nie skutkowało w książce jakimiś nieprzyjemnościami.

Wspomniałam o dwóch wydarzeniach, które nie powinny się znaleźć w tej książce. Pewnie wyszperałabym więcej podobnych zgrzytów, które obniżają wartość książki i wiarygodność opowiedzianej historii, ale mimo wszystko książkę polecam, głównie nastolatkom.

środa, 10 kwietnia 2013

"Barbara Radziwiłłówna z Jaworzna-Szczakowej" - Michał Witkowski




Humorystycznie napisana opowieść o człowieku, który w zaskakującym tempie zdobywa majątek w końcu lat PRL-u i w nowej rzeczywistości po przełomie 1989 r. Niezwykle przedsiębiorczy mężczyzna, który z mlekiem matki wyssał zdolność do oszczędzania, kombinuje na wszelkie sposoby, żeby zdobyć upragniony majątek. W latach 80. pomagają mu w tym wrodzony spryt i liczne znajomości, dzięki którym za łapówki może załatwić niemal wszystko. W nowej rzeczywistości o kokosy już trudniej, ale za to też można kombinować. Wie, że ziarnko do ziarnka, a zbierze się miarka, więc poluje na wszelkie cenowe okazje i gratisy. Ma ogromną obsesję na punkcie oszczędzania, nie może się pogodzić z tym, że licznik do pomiaru wody tak szybko się kręci, szuka więc każdej okazji, żeby zdobyć darmowe środki do życia w formie chociażby papieru toaletowego czy mydełka podkradzionego z miejsc publicznych.

Jego kariera rozpoczęła się od zorganizowania przyczepy do sprzedaży zapiekanek, których zapewne nikt nie wziąłby do ust, gdyby wiedział, jak i z czego są zrobione. Prawdziwe kokosy Hubertowi, zwanemu w środowisku Barbarą Radziwiłłówną, przyniosła jednak działalność lombardu „Bastion”, który prowadził wraz z dwoma ukraińskimi chłopakami „zgodzonymi” do egzekwowania należności od klientów. Na zajętym od niewypłacalnego studenta komputerze nasz bohater spisuje swoje barwne życie: prowadzenie interesów, załatwianie lewych materiałów do budowę domu, gromadzenie niezwykłych „okazów” w lombardzie, wreszcie trudności rynkowe w latach 90. Wszelką swą działalność uświęcał pan Hubert niezwykłą pobożnością. Obrazowi Matki Boskiej wiszącej przy łóżku powierzał swoje interesy, aż któregoś dnia doświadczył cudu: oto z obrazu tego zstąpiła Maryja i poleciła mu odbyć pielgrzymkę do Lichenia.

Hubert nie przypuszczał, że ta podróż odmieni jego życie. Do świętego miejsca wybrał się swoim maluchem, jednak nieszczęśliwy wypadek zmusił do do kontynuowania drogi pieszo. W deszczową noc będzie go prowadzić, niczym Gwiazda Betlejemska, kometa zwiastująca rychły koniec świata. Po drodze, jak Szekspirowski Makbet spotka trzy „czarownice”, natknie się na głaz przypominający pomnik pogańskiego bożka Peruna, wreszcie dotrze do legendarnych ziem Polan. W międzyczasie zobaczy przydrożną kapliczkę z figurką Matki Boskiej, którą nieopacznie uszkodzi i weźmie ze sobą do naprawy, potarguje się z nią i, podążając śladem komety, trafi do przydrożnego baru „Goplana”. Tam na strudzonego i przemokniętego pielgrzyma czeka ratunek – niespełna umysłu kobieta zaproponuje mu nocleg. I tu zacznie się niezwykle groteskowa i pełna niespodziewanych zwrotów akcji scena, która być może na zawsze odmieni życie bohatera.

„Barbara Radziwiłłówna z Jaworzna-Szczakowej” to bardzo ciekawa pod względem językowym kompozycja. Mieszanina różnorakich stylów: gawędy szlacheckiej, gwary śląskiej i kaszubskiej, slangu z półświatka, cytatów z literatury romantycznej i pozytywistycznej daje smaczną językowo opowieść. Cechą stylu autora jest niezwykła łatwość łączenia różnorakich, na pierwszy rzut oka odległych od siebie motywów, często te rozmaite skojarzenia są ze sobą połączone w humorystyczny sposób:

„Nagle patrzę: wzgórek, a na nim głaz ociosany spogląda na cztery strony świata, chyba na chwałę Peruna. W świetle księżyca, w skośnie padającym śniegu. Z politowaniem pomyślałem o ludku tym ciemnym, ziemie te zamieszkującym, który cześć piorunom i skałom wciąż jeszcze oddaje. Światowid to był, bożek dobry, spoglądający na cztery strony świata. A pod nim jedzenie w miseczce. E, kulki jarzębiny czerwonej, głogu korale i jakieściś grzyby. A powiedz ty mi, w którą stronę to będzie na Licheń? Ej, ty, świątek! Na cztery strony się patrzysz, a w górę byś się lepiej popatrzył. Krajobrazy polskie podziwiasz, a nawet nie wiesz, że z góry już niebawem przyjdzie zagłada. Na Licheń to ja nie wiem kędy. Ja drogę na Sobótkę mogę wskazać, na Kupałę, na Ładę, na Koladę, na uroczysko. Na Licheń nie mnie pytaj, kędy. […] Czy mi się zdawało? Czy to już głaz, słup ledwo pradawną ręką ociosany, kamień łupany gęby dostał i do mnie gada? Próbowałem się go wypytać, gdzie jestem, ale tylko pomruczał coś o polach czy że „w Polan krainie”, niewyraźnie już się – jeśli tak rzec mogę o słupie – wyjęzyczał.” 
Powieść bardzo przypadła mi do gustu. Jest ona bardzo ciekawą i ujętą w oryginalną formę opowieścią o cwanym dorobkiewiczu mającym niezwykłą zdolność ustawienia się w życiu w każdych warunkach społeczno-gospodarczych. To także ciekawy portret człowieka o dziwacznej osobowości, którą w równym stopniu kształtują pieniądz, przemoc, religijność i tandetne błyskotki. Ta bardzo ciekawa mieszanina znacząco wpływa na charakter głównego bohatera – prostaka potrafiącego czasami błysnąć wiedzą („oksymoron… na przykład… o! smaczny… smaczny wrzód”), a przede wszystkim jakże sprytnie radzącego sobie w każdej rzeczywistości!